Kulisy skandalu w Radiu Gdańsk
W Gdańskiej rozgłośni zarządzanej przez pisowskich komisarzy cenzura, donosy i zastraszanie były na porządku dziennym.
"Wyborcza” dotarła do dwójki dziennikarzy, którzy zdecydowali się ujawnić szokujące praktyki mające miejsce w gdańskiej rozgłośni. Pracownicy stacji byli karani za próby przeprowadzenia wywiadów z "nieodpowiednimi" artystami czy używanie "lewackich" słów. W tle nieustanne groźby, donosicielstwo oraz cenzura.
21 grudnia 2023 roku, dziennikarze zrzeszeni w "Syndykacie Dziennikarzy Polskich" wydali list otwarty, w którym wyrażali swój sprzeciw wobec panujących warunków, krytykując cenzurę, mobbing i nepotyzm.
Magda Szpiner oraz Kamil Wicik ujawniają prawdę o tym co działo się w trójmiejskiej rozgłośni. Dziennikarze z kilkunastoletnim starzem pokazują jak zmieniało się Radio Gdańsk w ciągu ośmiu lat rządów PiS pod wpływem politycznych nominacji. Na początku rządów PiS, prezesem został Andrzej Liberadzki, który jednak nie podążał ścieżką intensywnej propagandy politycznej, która w tym czasie zyskiwała na znaczeniu w TVP i innych mediach. Wprowadzane przez niego zmiany nie były radykalne, ale dziennikarze coraz częściej doświadczali subtelnych gróźb i aluzji ze strony polityków PiS, zapowiadających, że "teraz to zobaczycie", "teraz to się za was weźmiemy".
I wzięli się. Liberadzki odszedł po dwóch latach, a potem trafił do rad nadzorczych Enei i Fundacji TVP.
Czas zmian
Po rezygnacji Liberadzkiego, Radio Gdańsk zaczęło przyciągać osoby idealnie pasujące do roli propagandystów partyjnych. Michał Rzepiak, wcześniej doradca medialny wojewody Dariusza Drelicha z PiS, objął stanowisko dyrektora programowego, otwarcie deklarując przed zespołem swoją rolę jako "komisarz polityczny".
Do zespołu dołączyli także inni, znani z kontrowersyjnych działań, jak Piotr Kubiak, który jako dziennikarz "Rzeczpospolitej" zasłynął prowokacją wymierzoną w prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego, za którą został skazany przez sąd. Kubiak w 2021 r. został kolejnym dyrektorem programowym radia. Grupę propagandzistów wzmocnili także Jarosław Popek z "Dziennika Bałtyckiego", Olga Zielińska z "Tygodnika Solidarność" i TVP, oraz Andrzej Urbański z "Gościa Niedzielnego”. Z TVP przyszli Bartosz Stracewski i Michał Pacześniak, aktywnie uczestniczący w tworzeniu propagandowych treści, mimo braku stanowisk kierowniczych.
W 2019 roku kierownictwo stacji przejął Adam Chmielecki [fot.], związany wcześniej z "Tygodnikiem Solidarność" i innymi prawicowymi mediami, znany z sympatii do PiS i bliskich relacji z Sławomirem Cenckiewiczem.
Przejęcie rozgłośni przez tę grupę zmieniło życie wielu doświadczonych dziennikarzy w prawdziwy koszmar. Wprowadzono jawną cenzurę i zarządzanie oparte na konflikcie i zastraszaniu.
Kamil Wicik otrzymał roczny zakaz przeprowadzania wywiadów za próbę rozmowy z muzykiem Jackiem Jędrzejakiem z Big Cyca, a Magda Szpiner została skarcona i usunięta z prowadzenia porannych audycji za użycie na antenie słowa "gościni", co zdaniem nowego prezesa było "lewacką nowomową" i obrażało jego uczucia religijne.
Metody rodem z czasów słusznie minionych
Gdy dziennikarka próbowała zrozumieć, dlaczego od miesięcy jest traktowana gorzej niż inni pracownicy, w tym usuwana z anteny i podsłuchiwana, prezes Chmielecki przedstawił jej teczkę zawierającą donosy przeciwko niej.
Znalazły się tam zarzuty dotyczące używania słowa "gościni" oraz informowania słuchaczy o przywróceniu sędziego Igora Tuleyi do orzekania. Jako konsekwencję, dziennikarka została wykluczona z relacjonowania rocznicy wybuchu II wojny światowej na Westerplatte.
Cenzura rozciągała się również na muzykę, z zakazem emitowania wybranych utworów. Na czarnej liście znalazł się m.in. cover "1996" T. Love w wykonaniu Karasia i Roguckiego, krytykowany za słowa opisujące Polskę jako kraj nietolerancji. Dziennikarzom zabraniano odtwarzania niektórych piosenek podczas audycji z obecnością polityków PiS.
Z anteny wykluczono także szereg tematów, w tym Lecha Wałęsę, Europejskie Centrum Solidarności czy marsze równości. W przeglądach prasy zakazano cytować "Gazetę Wyborczą" czy "Newsweek", nakazując jednocześnie przywoływanie treści z "Naszego Dziennika" ojca Rydzyka.
Wszechobecne kolesiostwo
Dziennikarze alarmują, że za czasów rządów Adama Chmieleckiego w Radiu Gdańsk zatrudniano na etaty niekompetentnych ludzi po znajomości, rodziny czy znajomych polityków PiS.
Pytanie, co będzie dalej, pozostaje otwarte
Ludzie mianowani przez partię przyczynili się nie tylko do pogorszenia atmosfery pracy w stacji, ale również do spadku jej popularności oraz problemów finansowych, z jakimi się obecnie mierzy. Przed erą rządów PiS, Radio Gdańsk cieszyło się trzecią pozycją w rankingu słuchalności w regionie Pomorza, z udziałem rynkowym przekraczającym 10%. Wyżej znajdowały się tylko RMF FM i Program III Polskiego Radia, przy czym Radio Gdańsk było popularniejsze niż Radio Zet.
Jednak po ośmiu latach stacja spadła na jedenaste miejsce, z udziałem w rynku na poziomie zaledwie 3,6%, zostając wyprzedzonym m.in. przez Radio Kaszëbë czy Radio Pogoda.
Finanse radia również znalazły się na krawędzi. "Wyborcza" ujawnia, że w 2021 roku stacja zarobiła jedynie 436 zł i 38 gr przy przychodach wynoszących 21,78 mln zł, z czego 17,7 mln zł pochodziło z abonamentu i rekompensaty. Mimo to, Adam Chmielecki otrzymał łączną kwotę 320 tys. zł, w tym 109,5 tys. zł tytułem nagrody od rady nadzorczej.